No trochę się spóźniłam, wcale nie ma już końcówki maja. Zapłon to ja mam, nie powiem.. No cóż ale jakoś nie wiem, zapominam o tym wszystkim. Mam już w sumie prawie od miesiąca wakacje, a ja jeszcze kompletnie nic nie zrobiłam. Matury jakoś zleciały, pisemne trochę masakra ale zobaczymy w lipcu jak wyszły. Ustne za to poszły mi zaskakująco dobrze i jestem z siebie bardzo dumna. Oby wszystko było zdane, bo nie chcę tego przechodzić kolejny raz.. nic fajnego. Czas sprzątnąć książki z szafki i się ich pozbyć, już nie mogę na nie patrzeć. A tak poza tym wszystkim nie ma źle, nie ma tragedii, ale też mogłoby być lepiej. Dobrze, że chociaż ostatnio pogoda dopisuje i mogę sobie poleżeć na leżaku i się poopalać. Chociaż dziś trochę się pogorszyło. Czyli cały dzień na dupie w domu przed tv i laptopem. Jakoś trzeba sobie radzić. Jakoś w sumie jeszcze nie czuję tych wakacji.. może za jakiś czas dopiero. Tak czy siak nie ma co się załamywać, byle do przodu. Przecież jakoś to będzie. Hej.