sobota, 8 listopada 2014

Słowami także można uderzyć. Nawet silniej niż pięścią.


No i mamy wreszcie weekend. Nie wiem czemu tak było, ale ten tydzień okropnie mi się dłużył. Każdy dzień jakby nie miał końca, a w szkole myślałam, że zwariuję. Pomijając fakt, że było nie do ogarnięcia. No i nie ogarnęłam. Typowo, przyzwyczaiłam się. Są przedmioty, z których mi po prostu jest nie dane mieć dobre oceny, choćbym nie wiem ile siedziała przy książkach. Beznadzieja z leksza, ale jest sobota i nie mam zamiaru myśleć o nauce. W czwartek wolne, chociaż tyle. Kolejna kontrola znowu w czwartek. Sama nie wiem, czy jest jakaś poprawa, czy nie.. powinnam się już chyba do tego przyzwyczaić powoli. 
Dziś też ciężki dzień, mało snu, potem do szpitala na czeladź, potem do domu i tak siedzę od 16 na dupie przed tym ekranem i nie mam co robić. Spodnie zamówione, tyle dobrze.. boże żeby się chociaż do nich zmieścić. Mam ochotę oglądnąć jakiś fajny film, ale oczywiście i tak tego nie zrobię, bo mi się nie chce. 
Zjem coś, ciągle jestem głodna. Tak, muszę koniecznie zrobić sobie coś do jedzenia, ale to za chwilę. 
Chcę przeżyć w tej szkole do świąt, nie wiem jak to zrobię, bo coraz bardziej mam tego wszystkiego dość i najchętniej siedziałabym całymi dniami w domu. Już wolę się nudzić niż siedzieć w szkole i użerać się z nauczycielami, nauką i tymi zidiociałymi ludźmi. Szczerze to nienawidzę udawać, że kogoś lubię.. ale najbardziej chyba nienawidzę być sztucznie miła dla osoby, której nie lubię. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jakie to jest cholernie trudne.. tak czy siak w tych czasach muszę to praktykować dzień w dzień, no chociaż w szkole. Tak to już jest. Robię co mogę, żeby jakoś wytrzymać i nie wybuchnąć. Chociaż ostatnio zauważyłam, że i tak coraz częściej potrafię się opanować i przemilczeć niektóre sprawy, nie wiem czy na dobre mi to wychodzi, szczerze w to wątpię, ale takie życie. Fałszywość w tych czasach nie ma granic, tak jak kurestwo.. ale ciiiiiii. Nie wiem czemu mnie ostatnio bierze na takie dość dziwne rozkminy. Chcę piątek za dwa tygodnie... ale z drugiej strony nie chcę, bo jak zaczynam o nim myśleć to się stresuje i nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Może po prostu nie będę o tym myśleć, oo. 
Poza tym wszystkim, chyba jest lepiej. Nie wiem. Chwilami jest dziwnie, bardzo dziwnie. Nie chcę żeby się to powtórzyło drugi raz, nie chcę tego dziwnego uczucia w środku. Czasami chciałabym się zapaść pod ziemię, chociaż na te jakieś 20 min. Zniknąć, zamknąć oczy, nie myśleć. No nic, mam nadzieję, że za tydzień mnie to nie spotka znowu.. ale znowu z drugiej strony chcę. Głupia sytuacja. 
Idę sobie zrobić coś do jedzenia, bo ostatnio tylko jedzenie mnie rozumie i spędza ze mną najwięcej czasu. Ćwiczyć znowu zaczęłam, ale zobaczymy na jak długo, chociaż muszę przyznać, że moja determinacja co do tego jest ogromna. Zobaczymy za jakiś czas jak się życie potoczy. 




mniami



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz